Zlewanie brzoskwiniówki

Spośród ubiegłorocznych nalewek uznanie największej liczby osób zyskała brzoskwiniówka (choć ja wszystkie wyroby kocham tak samo). Dlatego też podjąłem śmiałą decyzję o zwielokrotnieniu tegorocznej produkcji, przy zachowaniu receptury i wysokich standardów wytwarzania.

Brzoskwinie z ogrodu zbierałem w dwóch partiach: 9 i 15 września. Pozwoliło to na nieco wytchnienia przy oporządzaniu poszczególnych partii owoców. Z początkiem listopada nadszedł czas, by zająć się dwoma zalanymi wcześniej słojami.

Zlewanie nalewki

Zacząłem od zlania nalewu do drugiego słoja. Odczekałem jeszcze dwa dni, aby dolać to, co w międzyczasie zdążyło wydostać się z owoców (przyrosty były bardzo niewielkie) i zasypałem je cukrem. Moje receptury zakładają dodawanie do nalewki stosunkowo niewielkich ilości cukru, bo uważam, że w przeciętnej diecie i tak jest go za wiele. Dlatego też na 2400 gramów brzoskwiń wsypałem tylko 400 gramów cukru. Przy tej okazji postanowiłem przeprowadzić pewne proste doświadczenie.

Teza

Zalewanie owoców spirytusem, a następnie, po jego zlaniu, zasypywanie cukrem, jest lepsze od kolejności odwrotnej.

Eksperyment (nie dowód)

Początkowe 2300 gramów brzoskwiń po zlaniu nalewu ważyło 1645 gramów. Dodałem 400 gramów cukru i odczekałem 3 dni, aż całkowicie się rozpuści. Masa całkowita zawartości wynosiła wtedy 2045 gramów.

Po lewej brzoskwinie i syrop cukrowy, po prawej nalew

Zabrałem się za przelewanie syropu cukrowego do oddzielnego słoja. Powtarzałem tę czynność co kilka godzin przez kilka dni, bo owoce cały czas oddawały syrop. Ostatecznie okazało się, że z, wydawałoby się, pozbawionych płynu owoców, udało mi się uzyskać aż 842 gramy syropu. Po przelaniu przez gęste sitko i wstępnym oddzieleniu zawiesiny (której w nalewce brzoskwiniowej jest bardzo dużo), połączyłem syrop z wcześniej uzyskanym nalewem. Ostatecznie uzyskałem z tego 2756 gramów nalewki, czyli cukier pozwolił wyciągnąć z owoców dodatkowe 442 gramy płynu. Pominąłem tu masę oddzielonej zawiesiny, ale w następnym wpisie postaram się rozwinąć temat i podejść do niego poważniej.

Wnioski

Wsypanie cukru po zlaniu nalewu pozwala odzyskać część spirytusu zawartego w owocach.

Chciałoby się rzec quod erat demonstrandum, ale niestety, jak wcześniej wspomniałem, jest to tylko pojedynczy eksperyment. By potwierdzić tezę, musiałbym przynajmniej wykonać próbę kontrolną ze słojem, w którym zacząłbym od cukru i stwierdzić, że w ten sposób uzyskałem mniej nalewki.

Sprzęt jest ważny

Na początku obiecałem przedstawić stosowany przeze mnie sprzęt, więc jego pierwsze użycie wydaje się najlepszą ku temu okazją.

Wężyk z pompką i zaciskiem oraz słój z otworem

Wężyk zawiera pompkę, dzięki czemu nie muszę zaciągać płynu, co, niestety, szło mi dość słabo i często kończyło się nieoczekiwanym piciem nalewki. Coś za coś - pompka jest wygodna, ale może stać się dodatkowym źródłem nieszczelności i jest mniej wygodna do mycia. Ogólnie jednak uważam ją za użyteczne narzędzie. Zakrętka z dziurą na wężyk ułatwia utrzymanie końcówki węża na stałej wysokości i pozwala skupić się na wlewaniu nalewki do butelek bez angażowania innych ludzi.

Za pomocą wężyka ściągnąłem wszystko znad osadu, a resztę, po wstępnym przecedzeniu przez sitko, wlałem do worka filtracyjnego, by oczyściło się przez noc.

Worek filtracyjny do przelewania nalewki

Zaskoczeniem było, że przez noc nie przelała się nawet połowa. Najpierw spróbowałem ściągnąć łyżką warstwę, która osadziła się wewnątrz worka (miała posmak spirytusu, ale nie cukru). Dało to jednak niewiele, więc wypłukałem cały worek. Pozwoliło to zlać całość.

Tego czegoś zebranego łyżeczką spróbowałem tylko przez wzgląd na dobro nauki

Finał

Tak przelałem pierwsze dwa z trzech słojów nalewki. Wymyte i zaetykietowane butelki z brzoskwiniówką prezentują się znakomicie.

Górują nad okolicą niczym Katedra w Mediolanie