Pomidory San Marzano

Jedną z moich zasad na początku urządzania działki było skupianie się na drzewach i krzewach owocowych, bo, po początkowym zaangażowaniu, wymagają stosunkowo niewiele pracy podczas sezonu wegetacyjnego. Zwykle przycinam je wczesną wiosną, później nawożę lub nie, ściółkuję na cały sezon i do zbiorów pozostaje jedynie kwestia walki z chorobami i robakami. Jest tyle innej roboty, że i tak nie miałbym gdzie upchać dodatkowych obowiązków.

Moim najważniejszym postanowieniem każdego roku było w związku z tym: nie sadzić żadnych warzyw.

W 2025 po raz pierwszy nie udało mi się tego dokonać. Z powodu zakończenia niemal wszystkich wieloletnich prac budowlano-porządkowych stwierdziłem, że jednak znajdę chwilę na warzywa. Szanse na czas wolny w lecie spadły do zera.

San Marzano

W ogólności nie jestem fanem pomidorów, więc już w styczniu zastanawiałem się, czy powinienem je sadzić. Masa roboty przez cały sezon, aby móc zjeść je na kanapce jesienią?

Nie było to dla mnie przekonujące. Dlatego też skierowałem się w stronę przetworów pomidorowych, które lubię znacznie bardziej. Stanęło na odmianie San Marzano, znanej z rośnięcia na stokach Wezuwiusza pod Neapolem i będącej pierwszym wyborem przy prawdziwej pizzy neapolitańskiej.

Zaplanowałem, że posadzę je na grządce podwyższonej o wymiarach 1x2 metry.

Podwyższona grządka jaśnieje na horyzoncie

Sadzenie

Nie byłem pewien jak wysiewać pomidory, więc zacząłem na czuja. Połowę posadziłem w lutym, a drugą połowę dopiero w marcu. Ten drugi termin był zbyt późny i sadzonki okazały się dość niewielkie. Nie zaszkodziło to jednak ich rozwojowi i ostatecznie na koniec sezonu miały tylko minimalnie mniejszą liczbę owoców. Posadziłem po trzy nasiona w każdej doniczce i uzyskałem niemal stuprocentową skuteczność. Drugi rzut przesadziłem do indywidualnych doniczek dopiero w maju, co zapewne miało wpływ na ich wczesny rozwój.

Pomidorki tuż po wysianiu

Większość czasu przeleżały na parapecie południowego okna. Gdy zbliżył się czas przesadzania, musiałem wynieść je na zewnątrz. Wtedy niektóre liście nabrały fioletowej barwy, ale pomogło opryskanie siarczanem magnezu.

W tym roku poranne przymrozki przeszły u mnie dopiero ostatniego dnia maja i wtedy zabrałem się za sadzenie w miejscu docelowym. Posadziłem je zbyt gęsto, ale to w pełni widoczne było dopiero po pełnym rozwinięciu się krzewów. Dla dobra pomidorów posadziłem w ich sąsiedztwie bazylię.

Pomidory na grządce

Nawodnienie

Większość porad dotyczących pomidorów zakłada częstą obecność w ich pobliżu, co jest w moim przypadku niemożliwe. Nie mogąc regularnie podlewać moich pomidorków, zdecydowałem się na złożenie automatycznego systemu nawadniania kropelkowego.

Węże kropelkowe i programowalny zawór na baterie były tym, czego potrzebowałem. Tymczasowo wykorzystywałem 25-litrową beczkę na deszczówkę, ale na początku sierpnia dorobiłem się większej, stulitrowej. Do tego wyściółkowałem pomidory grubą warstwą skoszonej trawy. Rozwiązanie to sprawdzało się przez cały sezon.

Przez większość sezonu część dolnych liści obwisała. Z największym prawdopodobieństwem uważałem to za powiązane z dużym nasłonecznieniem i być może pewnym niedoborem wody. Nie przeszkadzało to jednak roślinie w wydaniu bogatego plonu.

Z mniej udanych pomysłów: podlewałem pomidory gnojówką z pomidorów. Dowiedziałem się, że to może być szkodliwe i dużo lepsza byłaby gnojówka z pokrzyw lub skrzypu. No cóż. Gdy się dowiedziałem, to przestałem.

Pomidory San Marzano na koniec sierpnia. Wyglądają jak papryczki

Te same pomidory z bliższa

Walka z zarazą

Na przełomie lipca i sierpnia pogoda się zmieniła i doszło do pierwszego ataku nemesis każdej uprawy pomidorów — zarazy ziemniaczanej. Oczywiście wiedziałem, że lepiej zapobiegać niż leczyć, ale nie chciało mi się, więc zacząłem rozmyślać co robić dopiero po wystąpieniu problemu. Zdecydowałem się na domowy oprysk IF i żel IF na bazie jodyny, które w zasadzie zatrzymały chorobę, ale ostatecznie pod koniec sierpnia zdecydowałem się na oprysk preparatem Revus.

Nie byłem zadowolony z zastosowania chemii, ale jest to relatywnie delikatny środek z karencją wynoszącą trzy dni. Jako że zbierałem pomidory najwcześniej po trzech tygodniach, to myślę, że było to akceptowalne. Za rok zadziałam z wyprzedzeniem, żeby mieć pewność, że choroba nie wystąpi.

Zgnilizna wierzchołkowa

Poza tym pomidorom przydarzyła się zgnilizna wierzchołkowa (widoczna powyżej), ale pomogło nawożenie ich saletrą wapniową i uszkodzone zostało tylko kilka sztuk. Jak na pierwszy rok oceniam te straty jako akceptowalne.

Pomidory w połowie września

I na końcu miesiąca

Tak wyglądały same zbiory:

Jedna z czterech skrzynek pomidorów zebranych w tym sezonie

Pizza

Niemal cały tegoroczny zbiór przeznaczyłem na przeciery pomidorowe, które posłużą głównie jako sos do pizzy. Został on wykorzystany do ulepszenia przepisu na pizzę, który zastosowałem w październiku 2025, by upiec pizzę na ognisku na działce, o czym napiszę później. Na razie jedno zdjęcie z ostatniego wypieku:

Trzy pizze, trzy stopnie wypieczenia. To nie ja kładłem ananasa

Wnioski na przyszłość

Sezon się zakończył, a pomidory ściąłem w połowie października.

Ostatnie chwile pomidorów

Natychmiast wziąłem się do podsumowań i planowania roku 2026.

  1. Z uwagi na zagrożenie chorobowe, zdecydowałem, że grządka będzie musiała być zadaszona. Będzie to zapewne prosty daszek z folii, bez konieczności budowania pełnego tunelu foliowego. Powinno to wystarczyć, a nie będę brał na siebie dodatkowych trudności związanych z wietrzeniem. Jako że mam nawadnianie kropelkowe, to nie będzie problemu z wysychaniem ziemi. W okresie największych upałów możliwe, że będę przykrywał foliowy dach czymś półprzezroczystym, żeby ograniczyć suszę. Z kolei na jesień rozważam dołożenie dwóch lub trzech ścian, by sprawdzić, czy ograniczenie wiatru pozwoli przedłużyć sezon bez jednoczesnego kumulowania wilgoci.
  2. Poza tym od początku lata zacznę regularnie stosować przetestowany w tym roku preparat IF, żeby dodatkowo zmniejszyć ryzyko zarazy.
  3. Moja początkująca działka w końcu wygenerowała dość kompostu, więc ma pewno podsypię go na grządce, zamiast nawozów syntetycznych
  4. Poprawię też ściółkowanie, żeby parowało mniej wody

Każde z tych eksperymentalnych ulepszeń ocenię i za rok będę wiedział, co się sprawdziło, a co nie do końca.

Na koniec dodam, że świeże pomidory (te zerwane jako zielone) przechowały się całkiem dobrze, a ostatnie sztuki zjadłem 20 grudnia i wciąż smakowały prawie tak, jak tuż po osiągnięciu dojrzałości. Zrywałem je jeszcze zielone w pierwszej połowie października.

Pomarszczone, ale wciąż smakowały dobrze